Oleg, aktor, scenarzysta producent, bloger i influencer
Przede wszystkim chcę podkreślić, że dzielę się swoja historią, bo chciałbym ustrzec kogokolwiek, kto myśli o popełnieniu samobójstwa, przed robieniem tego kiedykolwiek. Samobójstwo nie jest opcją – to iluzja posiadania wyboru. Umierając, nie udowodnisz niczego ani sobie, ani innym. Jeśli nie chcesz dłużej żyć, prawdopodobnie jest tak, że nie chcesz żyć i robić czegokolwiek. W większości przypadków jest wiele różnych opcji, ty ich po prostu na razie nie zauważasz.
Panuje pewna moda na mówienie o swoich problemach, co jest i dobre, i złe. Dobre, ponieważ ludzie wreszcie mają okazję być wysłuchanymi, przestają się czuć samotni, przestają się obwiniać i szukają rozwiązań. Złe dlatego że czasami ludzie tylko mówią o swoich problemach, znajdują współczucie u innych, ale traktują sami siebie jak ofiary, nie robiąc nic, by sobie pomóc. Z drugiej strony, istnieje cienka granica między ofiarami i nie-ofiarami, łatwo jest dzielić według takich kategorii, tymczasem ludzkie historie są naprawdę różne. Każda jest wyjątkowa i osobista, często ciężko jest sobie wyobrazić, jak trudno jest je przechodzić. Niestety niektórzy wykorzystują złą sytuację innych dla własnego celu. Są tacy, którzy próbują sprzedać antydepresanty, wykorzystując do tego swoje sieci społecznościowe.
Już będąc nastolatkiem, uświadomiłem sobie, że życie nie będzie łatwe
Depresja w moim życiu była czymś organicznym, zdawało się, że miałem ją od zawsze. Jako dziecko byłem neurotykiem, miałem hipochondrię (forma paranoi, że jest się chorym na wszystkie choroby świata) i nie mogłem spać w nocy. Będąc nastolatkiem, uświadomiłem sobie, że życie nie będzie łatwe. Wcześnie zacząłem pić alkohol, zawsze miałem w szafce butelkę whisky na uspokojenie. Nie interesowała mnie psychoterapia, przecież nie byłem psychicznie chory. Piłem coraz więcej. Nie dla degustacji, piłem, by uciec od samego siebie. Przeważnie upijałem się do nieprzytomności, a później nic nie pamiętałem. Poniekąd istniały dwoje Olegi – Oleg właściwy i mroczny towarzysz Olega, dwie postacie w jednym ciele. Zapominałem o swoich neurozach i fobiach, z czasem zapomniałem nawet, dlaczego zacząłem pić, alkohol stał się po prostu integralną częścią mojego życia.
Dobrze mi szło maskowanie się
W wieku 26 lat po raz pierwszy zetknąłem się z samobójstwem, zabił się mój znajomy. W głębi duszy zazdrościłem mu, uchodził w moich oczach za bohatera, wtedy zacząłem patrzeć na samobójstwo jak na rozwiązanie. Kiedy przeanalizowałem swoje życie, wiedziałem, że nie mam w nim nic do zrobienia. Nie byłem szczęśliwy, nienawidziłem siebie, więc samobójstwo wydawało się jedyną drogą. Tylko że to jeszcze pogarszało sprawy, bałem się zostać sam. Uświadomiłem sobie, że przez ostatnie sześć lat ani razu nie zasnąłem w ciszy – albo byłem pijany, albo zasypiałem przy muzyce, książce, filmie.
Po raz pierwszy poważne myśli samobójcze naszły mnie latem. Szedłem do domu pewnego wieczoru i zauważyłem huśtawki. Zrobiłem pętlę ze sznurka i próbowałem założyć ją sobie na szyję. Nie zrobiłem jednak nic ponadto, nie wiem nawet dlaczego, najpewniej byłem pijany.
W pewnym momencie wszystko zaczęło się komplikować, dystans między Olegiem a jego mrocznym towarzyszem cały czas się zwiększał, podczas gdy mroczna wersja zaczynała dominować. Doszedłem do momentu, kiedy alkohol nie był już rozwiązaniem, ale problemem. Kac, psychoza, uzależnienie, coraz częstsze ataki paniki, narkotyki były na porządku dziennym. Pamiętam czasy, kiedy piłem tylko raz w tygodniu, bo bałem się kaca i ataków paniki. Nikomu o tym nie mówiłem, a ci, którzy zauważali, nie sądzili, że jest aż tak źle. W końcu przecież wszyscy pili, Oleg po prostu miał większy spust. Byłem dobry w maskowaniu wszystkiego, dużo pracowałem, ćwiczyłem i ogólnie prowadziłem bardzo aktywny tryb życia.
Najpoważniejszą próbę samobójczą miałem w 2015 roku. Nię będę zdradzał szczegółów, ale znalazłem się po niej w szpitalu psychiatrycznym. Większość pacjentów było tam z powodu problemów alkoholowych. Tam dopiero alkohol pokazał swoją surową twarz, bez maski. „Oleg, cierpisz na ciężką depresję, masz objawy manii i potrzebujesz leczenia”, mówili lekarze. Po miesiącu wyszedłem i wróciłem do życia sprzed szpitala. Tylko teraz byłem w szczególnej roli, roli ofiary – piję, bo mam depresję”. Piję z sensem. Ze zewnątrz moje życie nie wyglądało źle. Wszystko może się przecież zdarzyć. Są pieniądze, jest praca, jest dobrze tak, jak jest. Jestem wykształcony, czytam książki, mam wyższe potrzeby intelektualne, cóż, komu nie zdarza się pić w dzisiejszych czasach w stanie smutku?
Moja ostatnia próba samobójcza, nieco łagodniejsza, miała miejsce w 2016 r. Oczywiście każda była pod wpływem alkoholu i narkotyków. Jeśli się nie mylę, około 80% ludzi robi to pod wpływem alkoholu. To było po prostu słabe pokolenie. Zeskoczyłem z niewielkiej wysokości, ale ręką zaczepiłem o ogrodzenie. Złamałem palec, więc przeszedłem wielogodzinną operację. Kolejna nieudana próba.
Przestań robić z siebie ofiarę i traktuj się uczciwie
Pod koniec 2017 roku, po kilku latach brania się w garść, w końcu podjąłem decyzję o rzuceniu alkoholu i narkotyków. Długo mi zajęło, by przestać robić z siebie ofiarę i zacząć traktować się uczciwie. Musiałem zacząć ufać psychologom i ludziom w ogóle. Wystawiłem na próbę nerwy moich znajomych i ludzi, którymi się otaczałem, ale były dwa wyjścia: albo wyleczyć się i zacząć o siebie dbać, albo czekać na koniec. Przez prawie półtora roku nie piłem i nie brałem, nie wiedziałem, co się wydarzy dalej. Nie czuję się źle, wiele się poprawiło, ale samo rzucenie nałogów to tylko mały krok. Czasami czuję się potwornie źle, ale wiem, co mam robić. Radzenie sobie z sobą samym to trudny proces.
Pozwólcie, że skończę tak, jak zacząłem: patrząc wstecz, nie mogę powiedzieć, że próby samobójcze to były moje wybory. To mógł być mój ostatni wybór, po którym nie miałbym już żadnej szansy na zmianę. Wszystko da się rozwiązać. Jest ciężko, ale samobójstwo nie jest drogą. Kiedy odchodzisz i opuszczasz wszystkich bliskich, to oni, a nie ty, muszą z tym żyć. Samobójstwo daje iluzję wyboru, jest skutkiem ubocznym twojego poważnego stanu, rezultatem choroby, zaburzenia i problemów. Ale to nie jesteś ty. Jeśli przechodzisz przez piekło, otwiera się wiele możliwości, a piekło staje się wyjątkowym i cennym doświadczeniem, które czyni cię silniejszym. Ciągle mam dużo strachu, ponieważ przeszedłem przez piekło, które sam sam sobie stworzyłem, ale zwyciężyłem! Na razie tak mówię, choć nie wiem, co się jeszcze wydarzy. Cieszę się jednak, że dokonałem tego wyboru. Wciąż jest trudno, ale kto powiedział, że będzie lekko?